poniedziałek, 5 sierpnia 2013

                                                    TWO


Justin's POV
Przechodząc obok łazienki usłyszałem przeraźliwe krzyki. Nie zastanawiając się wbiegłem do toalety i otworzyłem kabinę z której wydobywały się te dźwięki.
Chłopak stanął jak wryty widząc mnie.
-Puść ją Sam! co ona Ci zrobiła, że chcesz ją wykorzystać!?
-możesz sie do mnie nie wpierdalać? Mam własne życie a ty zajmij się swoim. -odpowiedział szorstkim głosem i wyszedł z pomieszczenia
-Nic Ci nie jest? -spytałem leżącą dziewczynę, ale kiedy nie uzyskałem odpowiedzi zacząłem się martwić i podeszłem bliżej. Dziewczyna straciła przytomność. Byłem przerażony
W tym momencie do ubikacji weszła szczupła brunetka, która skamieniała, widząc to co widzi.
-Coś ty jej do cholery zrobił?!- krzyczała
-Ja nie mam z tym nic wspólnego. Jak tu wszedłem ona leżała na podłodze a na niej Sam- mój wróg.
Wyglądało to tak jakby chciał ją zgwałcić.
-Co?! Dzwoń na pogotowie i to szybko!
Nie zastanawiając się długo wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer. Po dwóch sygnałach odezwała się kobieta.
-Pogotowie, słucham?
-Pilnie potrzebna karetka. Dziewczyna omal nie została zgwałcona i straciła przytomność.
-Gdzie pan jest?
-W klubie w Stratfond
-Dobrze już wysyłamy pogotowie. Proszę cierpliwie czekać
- I co powiedziała?
-Że zaraz będą
-Boże mam nadzieję, że nic jej nie jest
-Kim ty w ogóle jesteś?
-Jestem jej przyjaciołką
-To już wiem czemu się tak wystraszyłaś jak tu weszłaś- powiedziałem z ironicznym uśmieszkiem. Chyba to zauważyła, bo powiedziała:
-Zmaknij się i zrób coś. Przecież nie będziesz tu stać i nic nie robić
-Och przepraszam, że nie jestem lekarzem- powiedziałem z sarkazmem.
- No to może byś ją wyjął z tej kabiny?
-Nie mów mi kurwa co mam robić- powiedziałem z jadem w głosie
-Nie takim tonem!
W czasie naszej kłótni do toalety wszedł ratownik pogotowia z kolegami. Przeprowadzili wywiad po czym wzięli dziewczynę na nosze i weszli z nią katerki.
- Czy ja też mogę jechać z wami?- spytała jej koleżanka
-Jest pani kimś z rodziny?
-Nie...To znaczy, jestem jej przyjaciółką
- W takim razie przepraszamy, ale musi pani dojechać we własnym zakresie do szpitala
-Dobrze zaraz tam będę.
-Gdzie ty idziesz?- spytałem
-A jak myślisz? Do samochodu. Jadę do niej
-Nie puszczę cię
- A to niby czemu? Jesteś moim piepszonym ojcem, żeby mi rozkazywać? Zamknij się lepiej. Ja wiem co mam robić.
-Nie puszczę cię bo jesteś po drinku
-I co? Czym ja mam sie dostać jak jestem "po drinku"? Na nogach chyba nie pójdę
-Nie, nie pójdziesz, bo ja mam samochód. Chodź ze mną. Podrzucę cię. Swoją drogą też się o nią martwie- odpowiedziałem szczerze
-Dzięki, ale poradzę sobie- próbowała mnie przekonać
-Nie, nie poradzisz sobie. No chodź.- Nie dawałem za wygraną
-Ok, nie chcę się kłócić. Niech ci będzie
Wsiedliśmy do auta i prawie całą drogę nic nie mówiliśmy. Postanowiłem przerwać tą ciszę
-Z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. Justin jestem- podałem jej wolną rękę
-A ja Reachel. Miło mi
- A ta w karetce to kto?
-Moja przyjaciółka, Alex. Miała wyjść na chwilę do łazienki, ale...
-Resztę już znam- przerwałem, a moje usta wygięły się w lekki grymas.
Ani się obejrzałem, a dojechaliśmy na miejsce. Dziewczyna wysiadła z samochodu i mocno trzasnęła drzwiami. Cholernie tego nienawidziłem, ale zważając na sytuację postanowiłem nie zwracać jej uwagi. Reachel weszła do budynku i podeszła do recepcji. Zapytała o Alex. Kobieta wskazała drzwi na prawo.
-Dziewczyna nie zważając na mnie szybko ruszyła w stronę sali.
-Czekaj-chwyciłem ją za ramie-Idę z Toba
-Ty- spytała- Po co?
-Bo jak ci wcześniej powiedziałem, martwie się o nią
-Okej, niech ci będzie.
Weszliśmy do sali. Alex leżała sama, wciąż spała.
Reachel podeszła do lekarza.
-Co z nią?
-Jest w śpiączce. Ma lekki wstrząs mózgu, ale jej stan jest stabilny. Nic jej nie jest
-Kiedy się obudzi?
-Powinna do jakichś dziesięciu minut.
-Dobrze, dziękuję za informacje.
Usiedliśmy obok łóżka, cały czas siedząc w ciszy.
-Budzi się- usłyszałem
-Gdzie...gdzie ja jestem?- spytała niepewnym głosem
-W szpitalu mialaś mały wypadek
-Wypadek? Jak to?
-Poszłaś wtedy do ubikacji i omal nie ostałaś zgwałcona.
-Co?!
-Do niczego nie doszło dzięki Justinowi.
Alex popatrzyła na mnie
-To on zadzwonił na pogotowie i poinformował policję. Dziękuj Bogu, że nic ci nie jest. Masz tylko lekki wstrząs mózgu. Policja zajmuje się już tą sprawą.
-Nie wiesz kto to był?
-Nic nie wiem. Weszłam do kabiny, kiedy byłaś już nieprzytomna, a Justin stał koło Ciebie.
Przysłuchiwałem się ich rozmowie kompletnie zaskoczony.
-Nie wiem jak mam ci dziękować- Alex zwróciła się do mnie.
-To nie moja zasługa tylko twoja. -wiedząc jak to zabrzmiało, zaczerwieniłem się.
-Moja? Dlaczego moja?
-Bo jakbyś  nie krzyczała nie usłyszałbym cię.
Alex's POV
Totalnie mnie zatkało słysząc jego słowa. Ciekawił mnie tylko jedno- kim była osoba, próbująca to zrobić
Wtym momencie komórka Reachel odezwała się. Przycisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
-Słucham?- spytała-Jestem w szpitalu...Nie, nic poważnego, Alex miała wypadek...Dobra to przyjedż po mnie.
Domyśliłam się, że chodziło o mnie.
-Muszę lecieć- rzuciła- tata po mnie przyjedzie. Trzymaj się. Przyjadę do ciebie jutro.- pożegnała się i wyszła z sali. A ja uświadomiłam sobie, że zostałam sam na sam z chłopakiem który mnie uratował. Nie wiedziałam o nim kompletnie nic. Znałam tylko jego imię. Mając nadzieję, że zacznie rozmowę, nie mówiłam nic. Doczekałam się, choć minęło trochę czasu.
-Masz szczęście, że byłem w pobliżu.
-Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować.
-Nie musisz. Miałaś po prostu farta -uśmiechnął się szczerze.
-Dziękuję Justin.- podniosłam się i cmoknęłam go w policzek.
Chwycił się za niego i zapytał
-Alex, za co to było
-Skąd znasz moje imie?
-Gadałem z Reachel. Powoli zaczynam cię poznawać- zachihotał
-Powodzenia.
Uśmiechnął się.
-Fajnie mi się z Tobą gada. Na prawdę fajny z ciebie chłopak. Żałuję tylko, że poznaliśmy się w takich okolicznościach.
-Nie przejmuj się. Przecież mogliśmy się w ogóle nie spotkać.
-Racja.- uśmiechnęłam się po raz pierwszy od wybudzenia.
-Co powiesz na małą kawkę jak wyjdziesz ze szpitala?- spytał z nadzieją
-Proponu8jesz mi randkę?-spytałam z figlarnym uśmieszkiem.
Chłopak zaczerwienił się. Domyśliłam się, że jest nieśmiały.
-Można tak powiedzieć, chyba że nie chcesz. Może to być zwykła kawa.
-Randka lepiej brzmi- powiedziałam na co chłopak odpowiedział wielkim uśmiechem na twarzy.

_______________________________________________________________________________
Koniec rozdziału drugiego :) w środę albo wcześniej dodam następny.
@JBinMyHeartPL
Dziękuję wszystkim za przeczytanie. Kocham was :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz